Powyższe hasło pamiętają zapewne wszyscy, którzy chociażby krótko funkcjonowali w realiach poprzedniej epoki. Jak to jednak często bywa, historia właśnie zatoczyła koło.
W Ruchu trzeba bowiem oszczędzać w tym miesiącu niemal na gwałt. Na spłatę 4 milionów złotych, stanowiących pierwszą ratę pożyczki, pozostały równo dwa tygodnie. A to nie koniec kosztów. Na przykład wyraźnie wzrosną zapewne wydatki na obsługę adwokacką, bo oczyszczenie właściciela klubu Dariusza Smagorowicza z zarzutów stawianych mu przez Centrum Przedsiębiorczości, będzie – sądząc po piątkowym oświadczeniu samego zainteresowanego – wymagało najtęższych prawniczych głów. Atak nadciąga także z innego frontu: wątpliwości dotyczące kondycji finansowej Niebieskich sformułowała Komisja Licencyjna, domagająca się przedstawienia do końca listopada dowodów na to, że klub nie posiada sięgających przed 30 czerwca zaległości finansowych wobec pracowników i piłkarzy.
Problemy pieniężne to dla Ruchu nie nowina. Tym razem jednak nie przykrywają ich, a nawet wręcz przeciwnie, wyniki sportowe. Fatalna seria zespołu, który ma najgorszy bilans w tym roku spośród wszystkich klubów ekstraklasy, w szesnastu kolejnych występach stracił co najmniej jednego gola, przegrał cztery mecze z rzędu i spadł na dno tabeli, też przecież mogą mieć skutki materialne. Z jednej strony związane z oszczędnościami na premiach, ale z drugiej grożące wydatkami na nowy sztab trenerski.